
Jakiś rok temu jeździłem po mechanikach z poniższymi objawami:
Chrupanie odczuwalne na sprzęgle i kierownicy w momencie zjeżdżania z krawężnika przy skręconych kołach, potem chrupanie zaczęło być odczuwalne przy skręceniu kół na postoju w okolicach maksymalnego skrętu w lewo i przy minimalnych prędkościach np. na półsprzęgle podczas manewrów na parkingu, potem przy ruszaniu ze skrzyżowania przy skręconych kołach i potem to wszystko na raz + nawet już przy ruszaniu na prostej.
Byłem chyba w 4 warsztatach - albo nic nie czuli, albo nie byli pewni, na kołach nic nie czuć tylko na kierownicy i pedałach, jedni chcieli wymieniać łożysko amortyzatora, inni mówili, jeździć aż się nasili (sic!), w ASO mi powiedzieli, że delikatny luz na zębach przekładni, ale spokojnie można jeździć, w ostatnim warsztacie facet wsiadł i od razu stwierdził "na 100% magiel", nie byłem zdziwiony, bo czytałem wielokrotnie o padających przekładniach w Captivie (gdzieś ktoś pisał, że są źle dobrane do wagi auta). Ucieszyłem się, że taki pewny, to zamówiłem od razu regenerowaną z allegro, po 3 dniach odebrałem auto i było ok. Niestety po jakiś 6 m-cach wszystko wróciło. Zawiedziony poziomem mechaników zacząłem sprawę badać sam, po nitce do kłębka stwierdziłem, że w momencie tego chrupania, kiedy położy się rękę w kabinie pod pedałami na drążku kolumny, to lekko się unosi. No więc po znalezieniu fotografii w necie postanowiłem wskazać winowajcę - krzyżak. Nie zastanawiając się długo zakupiłem taki cały drążek i dzisiaj wymieniłem, niestety podczas wymiany okazało się, że jest od "anglika", bo śruby są wkręcane odwrotnie, to by jeszcze nie stanowiło problemu, ale okazało się, że nie da się go dopasować - kierownica jest obrócona przy jeździe na wprost o jakieś 30 stopni i przy próbie kręcenia kierownicą podczas jazdy włączała się kontrolka esp i było słychać tarcie jakby abs-u. Najważniejsze było dla mnie to, że znalazłem winowajcę i zupełnie niepotrzebnie zostałem naciągnięty na zakup "nowej" przekładni, co łącznie z wymianą wyniosło 1100zł.
I teraz najlepsze! Jak wymontowałem stary drążek, to spodziewałem się jakiś luzów, bądź raczej zatarcia krzyżaka, ale nic takiego nie było, wszystko wyglądało i chodziło super, jak włożyłem nowy i ustąpiło, to stwierdziłem, że może stary jest w całości jakoś skrzywiony... Postanowiłem oczywiście oddać "angielski" drążek i kupić odpowiedni, więc wmontowałem z powrotem stary, skręciłem wszystko, pojechałem sprawdzić, czy esp się nie włącza (nic się nie załącza, wszystko ok). Ale... Objawy, które były wcześniej także zniknęły na starym krzyżaku!!! Czary mary. Czyżby przyczyną tych wszystkich problemów była niedokręcona śruba na łączeniu krzyżaka i przekładni?
Także jeżeli miałbym tylko możliwość (narzędzia, kanał), to bym się zawziął i wszystko robił sam. Gwoździem do trumny mechaników była sytuacja z piątku. Jest niedaleko taki gość, który ma dość dobre opinie. Podjechałem, wchodzę, gada z klientem, ustawia zbieżność, na "dzień dobry" oczywiście nie odpowiada, czekam aż będzie moment, żeby zagadać, oczywiście traktuje mnie jak powietrze, w końcu go łapię i mówię:
- witam, chciałbym potwierdzić usterkę, podejrzewam krzyżak kolumny
- nie wiem, nic panu nie powiem, takiego auta nigdy nie robiłem, nie znam się...
- no ale nawet pan nie sprawdzi czy są luzy?
- nie mam czasu... (a właśnie wyjechał gość od zbieżności i nikogo nie było)
- do widzenia
- do widzenia
Nosz bzzz mać... Jak ja miałbym takie podejście do klientów, to bym z głodu umarł. Jeszcze był przy tym fajnie opryskliwy, jakbym co najmniej przyjechał w niedzielę i chciał, żeby mi za darmo diagnozował auto. Niestety to już nie pierwszy taki przypadek, to jest jakaś tragedia! Ja mam spalone praktycznie wszystkie warsztaty w najbliższej okolicy. Nie wiem o co tym ludziom chodzi. Nie chcą zarabiać? Teść był w styczniu na przeglądzie wioskę dalej i znaleźli mu jakąś tuleję, chciał się od razu umówić (bo mają też warsztat) to mu powiedzieli, że może w marcu hahaha a nie widać, żeby zalegały tam dziesiątki aut, poszedł na drugą stronę ulicy, to mu zrobili w 3 dni i mówi, że tam mu kazali 3 miesiące czekać, na co gość "tak, wiem... im się chyba nie chce robić". Co to jest za dziwna profesja...