
Witam, mam swojego Chevika od lutego br. i za dużo się nim nie nacieszyłam. Jego początkowe nieodpalanie powiązałam z zimową pogodą (mimo, że nie była to kwestia akumulatora), choć ewidentnie jakby coś tam nie stykało. Po zakupie wymieniony został rozrząd, filtry, uszczelka pokrywy zaworowej, z czasem świece, cewki i kable. Wtedy trochę się uspokoił ale nie na długo. Zaczęły się problemy z falowaniem obrotów i gaśnięciem na wolnych. Jakby tego było mało, średnio co 6-7 dni (przy jeździe ok. 35 km dziennie) kręcił, kręcił ale nie odpalał (bez różnicy na jakim paliwie). Trzeba było obrać taktykę no i się okazało, że po wymianie świec odpala na dotyk. Także świece mam zawsze przy sobie i kiedy nie odpala zwyczajnie podmieniam. Świece nie są jakieś zalane (na moje oko), bardziej mam wrażenie, że coś musi się przewietrzyć, wyparować itp.; kiedyś wymieniałam od razu wszystkie, raz się zdarzyło, że wystarczyło wymienić 3, a przedwczoraj 2. Raz chciałam się wycwanić i 6-tego dnia tygodnia wymienić na zapas, Chevik sobie zakpił i już drugiego dnia po wymianie nie odpalił - i znowu wymiana (więc wychodzi na to, że cokolwiek się tam dzieje, nie dzieje się stopniowo). Kiedy dochodzi do falowania i gaśnięcia, nie da się odpalić i jechać normalnie. W takiej sytuacji muszę mu trochę przygazować nadprogramowo, choć stojąc w korku jest ciężko, bo trwa to dłużej. Jeśli mam możliwość spokojnego rozpędzenia się, problem ustaje przy jeździe ok. 30 km/h na trochę większych obrotach, czasami już po ok. 30 sekundach. Jednak mam wtedy wrażenie jakby coś musiało się przepalić i pyk, normalna jazda.
Pojechałam Chevikiem nad morze (wiem, nie do końca odpowiedzialne ale sądziłam że nauczyłam się z nim postępować). Wyruszyłam na benzynie, po wyjechaniu stricte z miasta, włączyłam gaz (tak sobie wymyśliłam). 300 km i ani razu nie zdarzyło się falowanie ani gaśnięcie! Powrót, kolejne 300 km i znowu nic! W międzyczasie, 4 dni samochód nie był użytkowany. Co więcej przez 2 i pół tygodnia bez wymiany świec. Niesamowite, naprawił się? No i właśnie nie, zaczęłam znowu jeździć krótkie odcinki i znowu falowanie i gaśnięcie. No więc jazda do kolejnego serwisu, gdzie wyskoczył błąd P0172 i P1661. Co do pierwszego, stwierdzili w serwisie, że wyczyszczą przepustnice (po tym błąd dało się skasować), co do drugiego zaproponowali 2 dni kompleksowych badań, jeśli nie będzie efektów... No i nie było, ale serwis dla mnie obecnie za drogi. Kolejnego ranka (wczoraj) nie odpalił, więc wymiana świec i do pracy. Podczas tej drogi zgasł mi chyba z 5 razy, falowanie takie jak nigdy (wszystko i na benzynie, i na gazie). Powrót jeszcze cięższy - szarpanie, gaśnięcie, jakby totalny brak mocy. Zjechałam na parking żeby znaleźć namiary na najbliższego mechanika i nagle spokój, stabilne obroty. Dzisiaj podobnie, choć chyba gorzej krótka jazda, może z 7 km - męka, szarpanie, brak mocy. Do tego po odpaleniu na benzynie obroty wyższe niż zwykle (1000 z hakiem), a na gazie to już w ogóle (ok. 2000). Powrót - nie ten samochód, elegancko.
Starałam się przestudiować forum, bo wątki się pojawiały i zdaje sobie sprawę, że mogą zawodzić: sonda lambda, wtryski, uszczelka pod głowicą (?). No bo właśnie, płynu chłodniczego chyba jednak za dużo ubywa, na uszczelce od wlewu oleju jakby jakieś "masełko", na tych podmienianych świecach zdarza się ciemniejszy niż "czekoladowy" osad... Pojutrze mam zamiar jechać do gazownika, może ostatnie "efekty specjalne" mogą być skutkiem czyszczenia przepustnicy. Chciałabym jednak poznać Wasze opinie, może ewentualnie z wymianą czego warto iść na pierwszy ogień.
Wybaczcie to całe powyższe opowiadanie, ale nie umiałam krócej a już totalnie wariuje przez to wszystko

Dodam może jeszcze, że od jakiś 2 miesięcy nie działają tylne spryskiwacze, sądziłam że to "głupota", ale po tym co czytałam to chyba też warto się tym zająć.
Pozdrawiam !
